Rozdział 11: Koty przeciw Przedwiecznym Bogom



Ktoś ostatni zwrócił mi uwagę, że “chyba lubię koty”. Nope. Ja uwielbiam koty. A, ze uwielbiam koty, nie mogłam przejść obojętnie obok “Kotów Cthulhu”. Hipnotyzujące oczy widniejącego na okładce mackokota kusiły mnie i przyzywały. W końcu nadarzyła się okazja. W końcu Zjava to idealne miejsce na to, żeby znaleźć innego miłośnika kotałków. Jeszcze tylko jedna sesja przed konwentem, żeby nie prowadzić na Zjaviskowych systemu, który wcześniej tylko czytałam i jesteśmy w domu.


Kotki udało mi się poprowadzić wczoraj, w cudownej grupie czterech kocich miłośniczek i jednego miłośnika. Drużyna, złożona z pięciu mniej lub bardziej tymczasowych mieszkańców pewnej lecznicy dla zwierząt, czyli drapaka Fightera, akrokotki Dżumy, dwunogologa (lub ludzioznawcy) Mefistofelesa, kociłapki Aurelii XVI Familiae Felis oraz tygrysa-aspiranta Somnusa rozwiązywała zagadkę tajemniczych ubytków w pamięci niektórych przybywających do lecznicy zwierząt. Nie obyło się bez niesamowitych skoków, polowania na folijki, mraukania na drzwi, żeby same się otworzyły czy kota zaklinowanego w drzwiach.


Ale dość o sesji, przecież nie mogę zdradzić całej historii, zamierzam ją jeszcze nie raz poprowadzić.


Twórcy systemu nie ukrywają inspiracji pewnym znanym systemem o przedwiecznych. Mamy więc koty strzegące Wspaniałej Koncepcji (czyli idei, według której dwunogi zapewniają kotom miejsce do życia, posłanie, jedzenie i pieszczoty), Zwierzęcych Bogów, zarówno kocich, jak i rybich o wyjątkowych imionach, jak Hastpurr, Wielki Catthulhu, Phatphrogua (czytaj: fat froga... tak, to bóg żab) czy Doggone, rybi bóg (przedstawia go okładka Księgi II: Niebywałych Kotów, podtytuł: Przewodnik Opiekuna Kotów, patrz w prawo), a także garść horroru.



Mechanika jest prosta jak budowa cepa. Rzucacie dwoma kostkami z wizerunkami kotów. Smutny/czarny kotek to wynik “Zły Dla Kota”, a uśmiechnięty/biały to wynik “Dobry Dla kota”. Wynik “Dobry Dla Kota” jest zawsze dobry dla kota, więc jeśli np. rzucacie w walce przeciwko innemu stworzeniu, to macie 66,6% (czy jakoś tak) szans na sukces, a oni 33,3%, bo czarne kotki są na kościach tylko dwa. (Na zdjęciu Kocie Kostki autorstwa Szerszenia i smaczki mojej roboty) Jeśli rzut się nie uda, zawsze możecie “zjeść smaczek” i przerzucić wynik. No, chyba, że to Straszliwe Wyzwanie, ale nie komplikujmy sobie na razie.


System jest pełen śmiesznych i uroczych zasad w rodzaju “Możesz oznaczyć swoim zapachem do trzech rzeczy/osób /miejsc i one stają się dla ciebie znajome” albo “Kot może nieść w pyszczku jedną rzecz tak długo, jak gracz jest w stanie trzymać w ustach ołówek.” Lista możliwych settingów pokazana w “Księdze III: Światach Catthulhu” też jest dość śmieszna i zawiera takie smaczki jak granie uskrzydlonymi aniołkotami, Wielkiego Kotsbyego, Gatos de los Muertos czy Kosmicznych Wojwników i Robo-Koty. Jest nawet setting klimatach high fantasy oraz steampunku. Do tego twórcy wyciskają suche gry słowne do ostatniej kropli, co chwila rzucając czytelnikowi w twarz jakąś oczywiście-kocią nazwą. No, rybi bóg z ludzką twarzą, który nazywa się “Poszedł pies!”???


Tylko wiecie, to Koty Cthulhu, tu nie jest tak radośnie, jakby się mogło wydawać. Zewsząd czyhają niebezpieczeństwa - psy wyznające Mutt’hrę i pragnące psiej dominacji nad światem, koci kultyści Wielkiego Catthulhu, insekty, stworzenia w Śnie, a i rannym można zostać bardzo łatwo. Nieudana próba przekroczenia ulicy czy wskoczenia w wysokie miejsce może kota zabić. Cóż, że ma 9 żyć i szczęście. To tak naprawdę niewiele, szczególnie, jeśli gracie dłuższą przygodę. Na wczorajszej sesji dwa koty straciły po jednym życiu, a uwierzcie, nie pushowałam jakoś szczególnie.


Jak dla mnie, opisywane przeze mnie wcześniej “Koty” Wicka to D&D pośród gier z kotami - epickość, szalone akrobacje i masa magii. Koty Cthulhu to taki Warhammer - brudny, czasem smutny. Łatwo odnieść obrażenia, łatwo zginąć, zewsząd wyglądają Mroczni Bogowie gotowi ściągnąć na was nieszczęścia.


I pośród tego wszystkiego mamy rozdział o graniu z dziećmi zawierający zbiór sugestii takich, jak “Oczywiście, opuść wzmianki o rannych kotkach, torturujących je ludziach i o złych bogach” (czyli wyrzuć cały lore gry) oraz opis na dtrpg, mówiący “To jest świetna gra do wprowadzenia twoich dzieci w gry z gatunku horroru.” No... nie! Po prostu, psiamać, nie. Moim zdaniem Kotom Cthulhu daleko do gry dla dzieci. Lore (który twórcy sugerują zignorować) czy mechanika ran, która bardzo mocno wpływa na możliwości działania bohatera (jedna rana podnosi poziom trudności każdego testu aż do końca sesji, dwie niemal całkowicie uniemożliwiają działanie postaci) maja tak niewiele wspólnego z graniem z dzieciakami, co ja z baletnicą. Dodajmy do tego jeszcze proponowane zmniejszenie trudności (i epickości) wyzwań, z którymi mierzą się koty do ukradnięcia kurczaka z talerza czy ściągnięcia zabawki z wysokiej półki... Ktoś tu naprawdę niewiele wie o dzieciach. Jak ktoś chce zagrać z dzieciakami, niech weźmie koty Wicka albo Laserowe Kociaki, serio. Magical Kitties Save The Day też dadzą radę.


Przy czym nie znaczy to, że jest to zły system. Jestem nim absolutnie oczarowana. Powyższe to jedyna sensowna wada, jaką w nim znalazłam. No dobrze, drugą jest to, że w 2014 zapowiedzieli zrobienie specjalnej dziecięcej wersji. Ale jest ok, na razie mamy rok 2020 i o projekcie ani widu, ani słychu. Uff. Jednak nadal, system jest prosty, śmieszny i pełen uroczo-strasznego fluffu. Prowadziło mi się go cudownie, a patrzenie na moich graczy odgrywających koty było doświadczeniem, które mogę polecić każdemu.


Tak więc, pora zeskoczyć z kanapy i ruszyć w drogę do R’lyeh... znaczy do miseczki z żarciem!


Grafiki przedstawiają okładki podręczników do Cathulhu.


Rośnijcie!

Komentarze